Posty

Wyświetlanie postów z 2007

Willi

- Chodźże, głupia! – syknął zza zasłony, zniecierpliwiony, ciekaw. Dość miał czekania na tę głupią kozę. Powolne kroki. Szelest sukni. Wreszcie podeszła. Cały ten teatr ze spuszczonym wzrokiem, ta kokieteria wstążek, niby niechcący rozplątanych i unoszących się na wietrze, niczym w zaskoczonym oczekiwaniu wyjaśnień. No i ten unoszący się jak żagiel gorset, obiecujący tak wiele, tak pysznie różowy, pełny oczekiwań. - Pan wołał, Mistrzu? – spytała niepewnie, trąc czubkiem trzewika o brudne deski sceny. – Wszak próba zakończona, wszyscy strudzeni pracą oczekują Pana w pubie, Sir. Ostatnie słowo wypowiedziała z przekąsem, niby przez przypadek kpiąco. Hmmm… A zatem uważa, żem hołota. Może i mam szczęście (chwilowe) u dostojnych panów, ale prędzej czy później skończę pod kościołem z wyciągniętą ręką… I kto by przypuszczał, że będzie stała na straży swej wątpliwej cnoty. No, dalej, jaka jest twoja cena, dziwko?! - Znajdujesz się w kręgu moich czarów, dziecino słodka. – Uśmiechnął się lisio. –

Kochanek Królowej

KOCHANEK KRÓLOWEJ Biły dzwony a masa ludzka kłębiła się, wiwatowała i cuchnęła. Ciało nieszczęsnego walało się w kawałkach między bosymi stopami. Za miejscem kaźni, w karczmie, kapłan zażerał się mięchem a błogosławione wino ciekło mu po brodzie. Jego tłuste łapy wędrowały po obfitym biuście pobożnej szlachcianki. Zaśmiewał się do łez. Kat przebrał się w zwykłe mieszczańskie szaty i ruszył na targ trwonić ochlapane krwią monety, łapówkę za szybką śmierć. Oddalając się od zbutwiałej rzeczywistości, kroczyłam smutnym mostem, samotnie, by zajrzeć mu w oczy i powiedzieć, że żałuję. Most był długi, drewniany, pełen zbutwiałych desek, groźny. Na palach umieszczonych po obu jego stronach tkwiły resztki zgniłych szczątków. Pachniało śmiercią. W połowie mostu, po lewej stronie, tabun ogromnych kruków wykonywał swój Totentanz. Podeszłam cicho. Nie dane mi było spojrzeć mu w oczy. Kruki zerkały na mnie złowrogo, z nienawiścią i zazdrością, nie zapraszały do uczty. Ich ociekające krwią dzioby z ch

Queen's Lover

The bells were striking and a teeming crowd were cheering and stinking awfully. A body of unfortunate man scattered around among bare feet. Behind the place of torment, in the inn, a priest was stuffing some meat and blessed wine was dripping from his beard. His fatty hands were roaming on the hills of the rich noblewoman who was very devote, of course. They were laughing to tears. A hangman changed his clothes and as a normal townsman rushed to the market to waste money which had been splashed with blood, a bribe for a quick death. Going away from the rotten reality, I stepped on the bridge of sorrow, alone, to look deeply into his eyes and to tell him that I am sorry. The bridge was very long, wooden, full of decayed boards, very dangerous to walk across. Along the both sides of it, there were two rows of stilts and on them there was much of rotten remains. The smell of death arose in the air. In the middle of the bridge, on the left, there was a gathering of black, enormous crows da